niedziela, 20 maja 2012

Czas na sypialnię

Wszystkim wiadomo że sypialnia to bardzo ważne miejsce w domu. Spędzamy w niej na prawdę wiele czasu. Oczywiście najważniejszym jej elementem jest łóżko i warto w nie zainwestować, nawet jeśli ma zająć prawie całą powierzchnię pomieszczenia (patrz zdjęcie poniżej). Łóżko powinno być szerokie, najlepiej jak najszersze-moim zdaniem :)Zastanawia mnie jedynie fakt, że jego standardowa długość to 2 metry, czy to nie dyskryminacja tych "wysokopiennych", którzy muszą się pogodzić z faktem, że ich kończyny muszą zawisnąć poza wygodnym łożem? Moja sypialnia z kolei jest na tyle mała, że rozważałam zakup łoża krótszego niż standardowe 2m. Niestety tam gdzie dokonywałam zakupu, nie było możliwości skrócenia mebla. Materac to oddzielny temat i można o nim pisać referaty, wiele informacji znajdziecie w internecie, więc nie będę się tu rozpisywać na ten temat. Powiem krótko: ma być wygodny i wytrzymały, a dopasowanie do sylwetki, to już sprawa indywidualna. Stelaż łóżka musi być mocny i wytrzymały. Do mojego dostałam stelaż dodatkowy, więc mam nadzieję, że nic się nie złamie :) Bardzo ważną rzeczą, bez której nie miałabym gdzie trzymać pościeli, ale i poszew i koców jest duża szuflada na kółkach pod łóżkiem. Fajna sprawa. I ciekawostka, moja rama łóżkowa zrobiona jest z sosny-ale...Zazwyczaj jeśli mebel jest sosnowy, to wystarczy "przejechać" po nim paznokciem i od razu jest ślad. Tutaj producent użył takiego lakieru, że moje długie paznokcie nie mają szans z drewnem sosnowym :) W tym całe clue programu, że przez materiał sosnowy rama łóżka wychodzi na prawdę niedrogo, a jest wytrzymała. Mam nadzieję, że przez rok nic sie nie zmieniło w jakości wykonania mebli, więc polecam http://www.meblemagnat.pl/ ( w każdym razie ja jestem z łóżka zadowolona) Długi czas zastanawiałam się co zrobić ze ścianą za łóżkiem, wiedziałam że chcę coś "zwariowanego", ale mojego. Przeglądałam różne magazyny, fora internetowe, strony o urządzaniu. Bardzo podobał mi się pomysł zagłówka, ale nie mogłam go zrealizować przede wszystkim ze względu na mały pokój.Wygrał pas nad łóżkiem w kolorze różu, ale żeby nie było tak sztampowo zaeksperymentowałam z farbą Tikkurili, która sie nazywa Taika (kolor srebrny). Naniosłam ją gąbką na warstwę różu i delikatnie przecierałam zamaszystymi ruchami. Powstał, jakby to dobrze opisać-róż w srebrzystej poświacie, lub róż w srebrzystej mgle. Do tych moich artystycznych wybryków musiałam dobrać zasłony. Miały być grafitowe (sic!) niestety takowych nie znalazłam i w związku z tym są popielate tymczasówki. Ale na pewno je wymienię jak będzie tylko taka sposobność. Generalnie pomysł na kolory w sypialni rodził się stopniowo, dlatego też niestety dałam się ponieść emocjom wyprzedażowym i kupiłam narzutę, która również nie do końca współgra z moją fantazyjną ścianą. Ale cóż, jedyna nauczka to-nie spieszyć się, nie podejmować pochopnych decyzji,nie dać się promocjom!

wtorek, 1 maja 2012

Odrobina koloru na codzień...

Dzisiaj mam wrażenie, że jestem gdzieś w Afryce, a przynajmniej na południu Włoch! Jest pierwszy maja, od przedwczoraj piękne bezchmurne niebo, wiosnę można poczuć dzięki kwitnącym drzewom i kwiatom, a temperatura w pełni letnia! Błękit, świeża zieleń i pełno jasnego,słonecznego światła wprawiają mnie w wakacyjny nastrój!!! Pogoda jednak nie zawsze jest tak łaskawa, wtedy nastrój poprawiają mi moje krzesła i lampa :) Miłość do krzeseł to była ta od pierwszego wejrzenia. Poprostu zobaczyłam je i już wiedziałam że będą moje. Urzekł mnie ich kolor i faktura. Nie są skórzane, lecz z powszechnie używanej przez producentów skóry ekologicznej.Ale mnie to nie przeszkadza. Pewnie miłość za jakiś czas wygaśnie. Wtedy albo je "odświeżę", albo je zastąpią inne krzesła.Jeśli chodzi o praktyczne strony- krzesła są wygodne. Łatwo sie je czyści. Jedynym minusem pewnie poważnym kiedy nastają upalne dni-pocenie się tzw. czterech liter i ud. Ale jest na to rada: nie siadać bezpośrednio gołym ciałem :)
Lampa - uwielbiam ją! Jest w niej coś zarazem szalonego i eleganckiego. Łączy ze sobą prostotę z finezją. W moim przekonaniu odwołuje się w designie do natury: faktura kropek na materiale abażuru przypomina biedronkę, prosta biała noga oparta jest na pomalowanych również na biało kamykach-być może wziętych prosto z plaży ;) Jak tu nie uśmiechnąć się na widok takiego cuda?

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Na nowo

Może od tego zacznę...Wybaczcie! Zaniedbałam bloga i biję się w pierś z tegoż powodu, ale jestem z powrotem :)Bogatsza w prawie roczne doświadczenie w mieszkaniu we własnym "m". Oczywiście mieszkanie nie jest jeszcze w pełni urządzone, ale pracuję nad tym.Wyleguję się właśnie na sofie zajadając tartę brokułową...A przede mną zza dużych balkonowych okien płyną jakby prosto na mnie piękne kłębiaste chmury skąpane w kwietniowym słońcu.Przychodzi mi do głowy myśl, że jeszcze ciekawiej i piękniej wyglądałby ten krajobraz gdyby mój spory balkon pokryły kwiaty, drzewka a może nawet...drzewa?Na pewno można by zaeksperymentować i zaaranżować mały ogródek, tym bardziej że uwielbiam rośliny!Ale, nie o tym chciałam dziś pisać. Chciałam Wam przedstawić mój salonik z aneksem kuchennym.Ekipa, która wykańczała mi mieszkanie pomalowała go zgodnie z moją prośbą na biało. Nie miałam wtedy jeszcze pomysłu na kolor ścian. Wyszłam z założenia że najpierw wybiorę fronty do szafek kuchennych, blat i płytki, a potem będę szaleć ewentualnie z kolorami.Projekt kuchni wykonała znajoma architekt, natomiast mnie pozostał wybór frontów i blatu. Ci co już się urządzali, dobrze wiedzą co to znaczy WYBIERAĆ,szczególnie kiedy wybór jest ogromny!Oczywiście marzyła mi się tak jak wielu Paniom Domu kuchnia biała z frontami lakierowanymi.Niestety ograniczał mnie budżet. Wyboru dokonałam w Bel-mebie ( nie wiem ile spędziłam tam w sumie czasu, ale wierzcie mi, że sporo)Wybrałam tam również blat, który jakimś cudem idealnie współgrał z wcześniej kupionymi płytkami na ścianę. Ach...i jeszcze uchwyty! Udało sie! Oto efekt końcowy:
Moje gusta kolorystyczne zmieniają się mniej więcej co 3 lata.Chociaż mam swoje kolory, które uważam za nieśmiertelne i uniwersalne-kolory natury, które są bardzo bliskie mojej duszy. Kiedyś nienawidziłam czerwonego, pomarańczowy również był mi obcy. Od pewnego czasu uwielbiam je-dodają mi energii,rozweselają i dodają ciepła!Zastosowałam je w salonie, ponieważ kuchnia sama w sobie moim zdaniem wyszła "smutnawa". Ale... Najpierw powstał pomysł, aby nie malować całego pomieszczenia na jeden kolor. Przewertowałam różniaste strony w internecie i zadecydowałam: zaeksperymentuję z pasami, najwyżej zamaluję jak nie wyjdzie. Wykonanie również wzięłam na siebie, żeby ewentualnie do siebie mieć pretensje, ograniczyć koszta i mieć frajdę z ewentualnego zwycięstwa (tym bardziej, że już wcześniej malowałam ściany i nie było to dla mnie zupełnie obce zajęcie). Kupiłam taśmę malarską w dużych ilościach, wybrałam kolory (szczerze polecam farby Tikkurili)i zabrałam sie do dzieła! Zabrało mi to 2 dni, trzeba było poczekać aż farba wyschnie, żeby malować następne pasy. A oto efekt końcowy:
Główny kolor salonu to bardzo mleczna czekolada, którego zdjęcie w pełni nie oddaje. Dodam jeszcze, że kinkiety zamontowane na ścianie są z gipsu (dzięki czemu, zawsze je mogę przemalować na inny kolor). Materiał na zasłony znalazłam zupełnie przez przypadek,niestety było go mało, ale stwierdziłam, że idealnie będzie pasował do pomieszczenia.